TROKS :: urządzenia i akcesoria audio

Niebezpieczne wibracje

Często zdarza się, że przechodząc po mało stabilnej podłodze obok włączonego odtwarzacza CD „przeskoczy” płyta. Przyczyna - drganie podłogi spowodowało utratę kontaktu lasera ze ścieżką. „Przeskok”, to sytuacja ekstremalna, częściej mamy do czynienia ze znacznie mniejszymi drganiami z którymi odtwarzacz radzi sobie za pomocą układu korekcji błędów. Zazwyczaj nie jesteśmy świadomi jego działania. Po prostu jeśli laser nie odczyta jakiegoś fragmentu ścieżki, układ korekcji wklei w puste miejsce fragment dźwięku uśredniony pomiędzy tym na którym skończył odczyt, a tym na którym odczyt był kontynuowany. W przypadku niskich częstotliwości taka korekcja jest dosyć skuteczna. Ze względu na to, że dźwięki te mają długi okres trwania „proteza” wstawiana przez układ korekcji jest w dużej mierze trafiona. Inaczej ma się sprawa tonów wyższych i najwyższych. W tym wypadku zadziałanie układu na skutek wibracji może spowodować utratę całkiem sporych ilości szczegółów. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że najwięcej informacji o lokalizacji źródeł dźwięku, czyli po prostu efektów stereofonicznych zawartych jest w tonach średnich i wysokich, mamy teoretyczne podstawy wyjaśniające różnice w brzmieniu tego samego odtwarzacza położonego byle gdzie (przeważnie na wzmacniaczu ) i ustawionego na stabilnym podłożu. Problemem może być tylko to ostatnie – stabilne podłoże. O mało stabilnej podłodze już wiemy, ale nawet jeśli jest ona stabilna i sztywna stojąc na niej możemy poczuć jak drga pod wpływem przejeżdżającej obok ciężarówki. Jeśli już wydaje się Państwu, że mieszkacie na wsi i obok nie ma żadnej drogi i że kłopoty z drganiami Was nie dotyczą, muszę z przykrością stwierdzić, że nie macie racji. Muzyka która pieści wasze uszy (i czasem trzewia – bas !) to dla odtwarzacza CD takie same drgania jak przejeżdżający obok samochód, nie mówiąc już o drganiach wytwarzanych przez transformatory wzmacniacza z którego jesteście dumni.

Pewną poprawę można uzyskać stosując specjalne szafki i czy półki do ustawiania sprzętu AV. Jest to jednak rozwiązanie połowicze, nie eliminuje ono bowiem wzajemnego wpływu drgań wytwarzanych przez same urządzenia. Rozwiązaniem wydaje się być specjalna platforma antywibracyjna ustawiona pod odtwarzaczem. Tutaj z pomocą przychodzi firma TROKS.

Platforma antywibracyjna TROKS to urządzenie składające się w zasadzie z dwóch połączonych płyt wyposażonych w cztery owalnie zakończone metalowe nóżki. Z pozoru nic wielkiego i skomplikowanego, jednak nie wolno dać się zwieźć pozorom. Jest to całkiem zaawansowane technicznie urządzenie – dość powiedzieć, że wibracje z podłoża tłumione są zasadniczo w cztery sposoby. Najpierw trafiają one na owalne nóżki. Ich kształt nie jest przypadkowy. Ich działanie jest analogiczne do działania kolców. Pole powierzchni ich styku z podłożem dąży do minimalnej wartości, co jednocześnie powoduje zwiększenie ciśnienia. W rezultacie można poprzestać na uproszczeniu, że ruch mechaniczny zamieniany jest w ciepło. Następnym punktem działania platformy jest elastyczne zawieszenie nóżek, co przy okazji powoduje automatyczną niwelacją drobnych nierówności powierzchni (nóżki ugną się), a w skrajnych przypadkach możliwość ręcznej korekcji ustawienia przez dokręcenie „za długich” nóżek. Drgania które jeszcze nie wygasną przenoszone są na dolną płytę platformy. O tłumiących właściwościach płyt MDF, z których wykonana jest platforma nie trzeba wspominać w audiofilskim periodyku. Najważniejszą częścią systemu są jednak absorbery łączące dwie płyty. Wykonane są z najwyższej jakości gumy neoprenowej. Dobór ich wymiarów, ilości, rozmieszczenia i ograniczników amplitudy drgań zajął trzy miesiące prób ! Tyle bowiem czasu trzeba było od powstania koncepcji, do obecnej postaci urządzenia. Nie trzeba tutaj dodawać, że platforma TROKS jest oryginalnym opracowaniem, nie będącym kopią czy ulepszeniem jakiegoś istniejącego rozwiązania. 

Tyle informacji technicznych. Dla estetów można dodać, że całość pomalowana jest satynowym czarnym lakierem, nie rzucającym się w oczy na tle reszty urządzeń. Nóżki i logo producenta w kolorze srebrnym lub na zamówienie (bez dopłat!) złotym. Miało już nie być informacji technicznych, ale nie można pominąć tego, że wymiary standardowej platformy wynoszą 43 x 30 cm, co harmonizuje z większością dostępnych na rynku komponentów, maksymalna zaś waga ustawianego na platformie urządzenia nie powinna raczej przekraczać 10 kg.
Co w praktyce daje zastosowanie platformy TROKS ? Nie czyni ona cudów, po prostu zapobiega działaniu systemu kontroli błędów odczytu odtwarzacza. Robi to w sposób skuteczny i naprawdę SŁYSZALNY 


Sprzęt na wagę czyli dlaczego cięższe gra lepiej


Jeśli kiedyś jakiś zaprzyjaźniony audiofil poprosi Cię drogi czytelniku o pomoc w przeprowadzce – moja rada – dobrze się zastanów zanim się zgodzisz, czeka Cię bowiem ciężka fizyczna praca. Co prawda mebli zbyt dużo się nie nanosisz, bo prawdziwy miłośnik muzyki prawdopodobnie nie przywiązuje do nich zbyt wielkiej wagi i posiada tylko wygodny fotel, a całą kasę zamiast w szafy i tapczany pakuje w grające pudełka. No, może jeszcze zastanowić się nad puszystym dywanem czy kotarami, wszak to poprawi warunki odsłuchu... (niektóre z powyższych stwierdzeń mogą nie do końca odpowiadać prawdzie w przypadku posiadania przez audiofila małżonki, lub wręcz gdy audiofil jest kobietą – one pewniej od mężczyzn stąpają po ziemi ) Co zatem będziesz nosił ? Sprzęt oczywiście. Co jest w tych pudłach obok drzwi ? Głośniki ! Bierzmy więc i w drogę. 
Niosąc te kilkanaście czy kilkadziesiąt kilogramów nie sposób nie zastanowić się co w nich jest takiego ciężkiego. Gdyby rozkręcić dobrej jakości zestaw głośnikowy, okaże się, że ciężkie jest... prawie wszystko. Weźmy do ręki sam głośnik. Zasadniczo to tylko kawałek tektury w koszyku. Nie byłby wcale taki ciężki gdyby nie magnes. Niestety bez niego ani rusz. Warto przy tym wspomnieć, że zdarzają się nie najlepsze głośniki z bardzo dużymi i silnymi magnesami, ale raczej trudno byłoby znaleźć dobry przetwornik z magnesem niewielkiej wagi. O ile ciężki głośnik jesteśmy w stanie zaakceptować bez większych oporów, to ciężar obudowy do jakiej go zamontowano, każe nam się już zastanowić czy to ma sens. Zazwyczaj obudowa zrobiona jest z drewnopochodnych płyt o nazwie MDF ( czasem z płyt wiórowych, czasem z drewna, sporadycznie z innych tworzyw ) o dość znacznej grubości. Aby przekonać się, że ma to sens musimy przypomnieć sobie w jaki sposób głośnik „gra”. Prąd o odpowiednim przebiegu, dostarczony ze wzmacniacza przepływa przez cewkę, która będąc w polu magnetycznym ( to wspomniany wcześniej silny, ciężki magnes ) porusza się. Do cewki przytwierdzony jest ów kawałek tektury ( lub innego tworzywa) zwany membraną, która poruszając się wprawia w ruch powietrze. W tym miejscu dotknęliśmy sedna – membrana powinna poruszać tylko powietrze. Jeśli obudowa będzie zbyt lekka głośnik zamiast pompować powietrze zacznie „kołysać” całą skrzynką. Co prawda dalej będzie grać, ale to już nie to samo... 
Ciężka skrzynka jest dobra, ale jeszcze cięższa może być lepsza – dlatego właśnie często można w niej znaleźć korek zamykający komorę, którą producent zachęca wypełnić ołowiem lub piaskiem. W wąskich podłogowych zestawach ma to jeszcze jedno dość istotne choć trywialne znaczenie – wypełnienie komór balastowych powoduje, że głośniki przestają być tak bardzo wywrotne. 
Co jeszcze znajdziemy w kolumnie ? Grube, ciężkie druty i solidną zwrotnicę – też drut, tyle że zwinięty na szpulkach, a obok kostki, walce lub inne kształty kondensatorów. Wszystko ciężkie, chociaż żeby to zobaczyć trzeba było się przekopać przez płaty gąbki lub wełny. Jednak coś lekkiego w głośnikach też jest potrzebne !
Jeśli uporaliśmy się już z kolumnami - weźmy wzmacniacz. Z czego robią te klocki ? Czy rzeczywiście muszą być takie ciężkie by dobrze grać? Z reguły najcięższym elementem wzmacniacza jest transformator. Jeśli wzmacniacz ma oddawać do głośników moc 50 watów (w kanale stereo), to najprawdopodobniej zainstalowano w nim transformator o mocy około 200 wat i ciężarze jakichś 2 kg. Aby jednak prądu nigdy nie zabrakło konstruktorzy projektują elementy na wyrost i jeśli budżet na to pozwoli możemy znaleźć w pudełku transformator o mocy na przykład 300 W, a ten waży już 3 kg. Co to daje ? Ano to, że słuchając koncertu organowego czujemy najniższe rejestry brzuchem, a oprócz nich słychać także inne dźwięki i to tak jak słychać je być powinno. To wszystko jednak przy założeniu, że mamy dobre głośniki i słuchamy w małym pomieszczeniu. Wszak 50W mocy w jednym kanale to niezbyt dużo. Ile by nam wystarczyło ? 200W? Proszę bardzo. Potrzebny jest transformator 800 W – waga 11 kg. Bez nadmiaru mocy i w sprawnym wzmacniaczu pracującym w klasie AB !. AB znaczy mniej więcej tyle, że połowa prądu z transformatora płynie do kolumn. Co z drugą połową ? Zamienia się w ciepło. Żeby to ciepło nie zniszczyło nam tranzystorów musi być jakoś odprowadzone na zewnątrz. Do tego celu służą wzmacniaczowi radiatory. Mamy więc solidny kawałek metalu. Co prawda jest to aluminium, ale mimo to odlew musi ważyć swoje. Co się zaś tyczy tranzystorów powinny one mieć możliwość przewodzenia dużych prądów. Co prawda tutaj nie jest to regułą i tranzystory raczej nie będą ważyć po kilogramie ale te najmocniejsze nie należą do całkiem małych i lekkich. Podobno najlepszy dźwięk dają wzmacniacze pracujące w klasie A, co znaczy, że około 80% prądu zamienianych jest w ciepło. Transformator we wzmacniaczu klasy A, o mocy 50W (w kanale stereo) powinien mieć moc co najmniej 500 W i ważyć przy tym jakieś 7 kilogramów. Przypomnę, że we wzmacniaczu o takiej samej mocy, tylko pracującym w klasie AB transformator ważył około 2 kg. Do tego żeby odprowadzić ciepło zmienione z 80 % prądu radiatory tranzystorów mocy też muszą być odpowiednio większe. To wszystko odpowiednio więcej waży. Czy gra lepiej ? Po prostu trzeba posłuchać. We wzmacniaczu nie ma żadnych ruchomych części, pomyślisz czytelniku, więc przynajmniej obudowa nie musi być tak solidna jak w głośnikach. Jest to prawda, ale zawsze jest mały szkopuł. Aby całość mogła trzymać się kupy obudowa po prostu musi być solidna, a przez to ciężka. Co się zaś tyczy ruchomych elementów, fakt, nie powinno ich być, znów jednak jest jakieś „ale”. Transformator. Zasilany jest z sieci energetycznej o częstotliwości 50 herców i ma tendencję do buczenia. Aby temu zapobiec często zalewa się go plastikiem w metalowej puszce. Daje to efekt dwojaki – przestaje buczeć i ekranuje pole magnetyczne, mogące zakłócić pracę reszty układu. Efekt uboczny ? To znowu waży. Jeśli ktoś gustuje w konstrukcjach dual mono, także powinien wiedzieć że to większy ciężar. Po prostu dwa transformatory mniejszej mocy, do tego w osobnych puszkach, najczęściej ważą trochę więcej niż jeden o równoważnej mocy. Zupełnie osobnym rozdziałem są wzmacniacze lampowe w których oprócz transformatora sieciowego instaluje się transformatory głośnikowe (oprócz dość egzotycznych układów beztransformatorowych ) dopasowujące impedancje wyjściowe lamp do impedancji głośników. W ten sposób na dzień dobry w zwykłej integrze mamy trzy trafa zamiast jednego. Do tego lampy wrażliwe są na drgania – tak zwany efekt mikrofonowania. Aby temu zapobiec konstruuje się bardzo solidne obudowy, które izolują szklane bańki od drgań. To wszystko jest ciężkie ! Niech Cię więc nie zdziwi tranzystorowy piec o mocy kilkuset watów, który wyposażony jest przez producenta w transformatory głośnikowe i... uchwyty do przenoszenia w dwie osoby ! Jeśli czegoś takiego właśnie nie przenosisz, to spytaj swego znajomego czy chciałby mieć taki. 
Do przeniesienia został jeszcze odtwarzacz CD. Najprawdopodobniej okaże się że jest to najlżejsze urządzenie w zestawie. Zasadniczo nic w tym dziwnego. Do pracy odtwarzacza wystarczy kilkuwatowy zasilacz, nie ma w środku wielkiego transformatora, a jednostki ważące prawie kilogram są w tej kategorii urządzeń olbrzymami i występują w odtwarzaczach, które kosztują tyle, że niezbyt często można się z nimi spotkać. Nie ma też wielkich radiatorów. Jest tylko niewielki mechanizm i jakieś płytki z elektroniką. Czy i w tym przypadku ciężar może być zaletą ? Tak. Ze względu na izolację od drgań. Czy zdarzyło Ci się kiedyś potrącić załączony CD ? Płyta przeskoczyła ? Zupełnie jak w starym gramofonie. Dlatego właśnie gramofony kładło się kiedyś( i dzisiaj także !) na ciężkich blatach, a nawet na specjalnie przygotowanych podstawach z marmuru lub granitu. Taki kamień trudno jest ruszyć i wprawić w drgania. Analogiczna sytuacja dotyczy odtwarzaczy CD. Drgania powodują błędy w śledzeniu ścieżki przez laser czytnika. Przy dużych wstrząsach efekt już opisałem. Przy małych sytuacja jest opanowywana przez układ korekcji błędów odczytu. Po prostu dźwięk który „wypadł” zastępowany jest jakimś średnim, który proponuje maszyna. To jednak nie zawsze jest ten dźwięk, który zapisany został wcześniej na płycie. Najlepiej więc byłoby, gdyby układ korekcji nie musiał interweniować. Do tego potrzebna jest stabilna ciężka mechanika izolująca mechanizm od otoczenia. Lepsza elektronika w odtwarzaczach CD zazwyczaj nie waży wiele więcej niż ta odrobinę gorsza. Wyjątkiem jest wspomniany wcześniej zasilacz. Teoretycznie wystarcza kilka watów, ale praktyka pokazuje, że zasilacze znacznie przewymiarowane są tutaj zupełnie na miejscu. 
Przeprowadzka powoli dobiega końca. Jeszcze tylko rozłożyć wszystko w nowym miejscu, połączyć ze sobą i będzie się można wsłuchiwać w piękne dźwięki. Tylko tyle... i aż tyle - postawić i POŁĄCZYĆ – ale to coś z zupełnie innej beczki.


Pozdrawiam 
Marcin Klich

 
 

 
 
     
 
webmaster :: faster